Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

184
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

ném w ścianę i zupełnie prawie nieprzytomnego. Dostał był biedny jakiegoś rodzaju odrętwiałości, z któréj go aż środkami lekarskiemi budzić było potrzeba; a choroba, która się zaraz z tego wywiązała, nie łatwo staraniem ojcowskiém doktora Branta mogła być pokonaną.
— To szczęście — mówił doktor zażywając tabakę — że w nim tylko dotąd dusza swawoli i dokazuje, a ciało mocne i niezużyte; inaczéj jakby się wzięły we dwoje do jegomości, niedalekoby zajechał... nie miałby siły przenieść połowy tego, co przebolał. Ale młodość poszanowana, lat dwadzieścia kilka, to podobno najskuteczniejsze lekarstwo... będzie zdrów.
Jakoż wyzdrowiał wreszcie Szarski, ale ta ostatnia próba go dobiła. Wstawszy z łóżka, podniósł się z niego starcem, na pościeli zostawując ostatnie tchnienie młodości. Świat wydawał mu się już inaczéj, horyzont chmurny, nigdzie przyszłości podpory, nigdzie na jutro poręki. Potrzeba było żyć, bo życie jest obowiązkiem; ale jak ciężką ofiarę przyjął je uzdrowiony. Nie było w niém ponęt dla niego, nic, coby jak wprzódy rozjaśniać mogło przyszłość, żadnych zwodniczych ideałów, szara, mglista, błotna droga codzienna, któréj krańce ginęły na ciemnych jakichś wyżynach. Nade drogą ciężary do dźwigania, kamienie do spoczynku, kości wędrowców bielejące bez pogrzebu, i mogiły ludzi, mogiły nadziei, mogiły złudzeń, mogiły wiar i marzeń, grobowiska bez końca. Takiém wydało mu się życie, i długo przekonać się nie mógł, by znowu wziąć się do pracy. Miałże swe żale i rozczarowanie wyśpiewać? dzielić się ogarniającym go chłodem? czy grać komedyę wesołości i jak błazen na zamówienie śmieszyć ludzi, za grosz jał-