Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.

189
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

jomości, a kółko to całe przedstawiało tak wesołe i związane gronko, że Stanisławowi aż się serce rozradowało na ten widok. Mężczyźni już wedle zwyczaju naszych czasów, po większój części siedzieli z herbatą i fajkami w średnim pokoju nad preferansem; kobiety zamężne zajęły kanapę, panny kręciły się około fortepianu i herbaty, a kawalerowie, których było niewielu, znów kręcili się około panien. Poznałeś łatwo po szczerych, głośnych śmiechach i ruchu żwawym, że to wiejskie towarzystwo... Coraz to wybuchały słowa, wykrzyki, żarty... aż miło słuchać ich było.
Stanisław postrzegł się w progu, że przyszedł nie w porę i wpadnie między obcych; chciał się więc cofnąć zaraz ode drzwi, ale pan Ciemięga, który go bardzo lubił, schwycił za połę i nie puścił.
— Cha! cha! cha! cha! cha! cha! począł krzyczeć: Jejmość! Emilko! Julciu! Karolko! ratujcie! w pomoc! w sukurs! Cha! cha! proszę o sukurs!
— Ale ja tu państwu będę zawadą... tak się wesoło bawicie!
— Cha! cha! co za zawada! nie puszczę! — I wciąż wołał do swoich: Kto w Boga wierzy, na pomoc!
Aż dwie panny nadbiegły.
— O! o! to! to! to! weźcie-no tego panicza! zawołał gospodarz: pod konwojem dostawcie go do salonu... dezertera! Chciał uciekać, zobaczywszy, że nas tu tak sporo!
— Co to pan myślał? zaczęła Emilka figlarnie: że nam już do herbaty filiżanek nie stanie?. A! to ślicznie!
— Ale państwo macie gości, familię!