Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.

195
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

Życie autorskie szło daléj koleją, jaką je charakter pisarza i pierwsze jego kroki powiodły. Było ono mieszaniną drobnych pociech a utrapień wielkich, bo świat mniéj ma czasu na współczucie, a gorąco się zaprząta swym gniewem i niechęcią. Stanisław jako pisarz obrazów z życia towarzyskiego branych, jako malujący nieustannie typy otaczającéj go społeczności, wystawiony był na najdziwniejsze napaści, podejrzenia i zaczepki. Nie umiano sobie wystawić pisarza, któryby nie korzystał z typów spotykanych po świecie; niechciano wierzyć w jego obojętność lub sumienie; szukano w nich koniecznie odtworzenia osobistości, znanych, wzorów żywych, tozemsty, to niechęci, to zazdrości, to jakiegoś podłego uczucia. Podejrzenia te rodziły sceny najosobliwsze.
Dopominano się u niego o wszystkie wady, jakie wytykał ludziom; każda z nich miała adwokata; każdy stan odzywał się za sobą. Ci nie pozwalali wspominać nawet duchowieństwa, inni zastawiali się za szlachtę, drudzy gniewali się za panów, innym jeszcze zdawało się, że za mało okazywał sympatyi dla klass upośledzonych od losu. W ostatku każdy charakter i typ, nawet powierzchowny opis osób, wywoływał okrzyki:
„To ja! to mój sąsiad! a to ten! a to drugi!“
Trafiało się często, że te ubolewania bywały wypadkiem usprawiedliwiane, że naprzykład wystawiony był jakiś jegomość, mający na nosie brodawkę, żeniący się z jejmością, która kulała na prawą nogę, i słowo w słowo znalazł się o sto mil pewny jegomość z brodawką mający żonę kulawą... Wnet tedy dopominano się, reklamowano, wołano, hałasowano na autora... Było dosyć takich wypadków.