Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.

202
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Ale wszyscy palcem mnie wytykają, mówiąc, że to ja!
— Mogę w. ks. mości dać słowo honoru uczciwego człowieka, żem wcale o nim nie myślał... Cożem winien, że ludzie szukają wszędzie znajomych sobie twarzy?
— Ale to nie dość takiego tłómaczenia, odparł książę: ja tego tak przepuścić nie mogę.
— Wskażże mi w. ks. mość, czego po mnie żądasz?
— Chcę odwołania, chcę oczyszczenia... chcę...
— Chyba mi w. ks. mość sam to odwołanie podyktujesz, bo ono mu podobno gorzéj usłuży niż głupie domysły próżniaków...
Książę Jan zastanowił się na chwilę.
— Pomimo to, sto razy odwołać jestem gotów... rzekł Stanisław.
— To nie dosyć, odparł książę.
— Czegoż w. ks. mość żądać możesz więcéj? Co do mnie, ofiaruję czego zapragniesz, nie odmawiam.
— Ja chcę zniszczyć tę książkę.
— To nie jest w mojéj mocy; gdybym chciał ją wykupić, nie byłbym w stanie...
— A więc odwołać!
— Odwołamy!
— Potrzebowałbym satysfakcyi — dorzucił książę dumnie — gdybyśmy byli sobie równi, ale bić się z lada grezmołą...
— Mości książę, jesteśmy u mnie... na obelgi, jakkolwiek tylko szlachcic jestem i prosty pisarek, odpowiadać nie umiem w moim domu... gdzieindziéjbym potrafił. Zrobię tylko uwagę, że u nas dawniéj wedle tradycyi księztwo i szlachectwo stały na jednéj linii... moglibyśmy więc...
Książę ruszył ramionami.