Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.

204
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

w ludziach już sławnych i imię mających w literaturze — ileż co krok spotykał próżności, dumy, draźliwości, ile ran ropiejących pod szatami ze złotogłowu i wieńcami laurowemi!
Ciężkie to były do rozwiązania zagadki, trudne do pojęcia indywidualności: z jednéj strony jasne i wspaniałe, z drugiéj czarne i brudne!! Jeden chwalił, bo chciał być chwalonym koniecznie, na myśl przywodząc stare: asinus asinum frical; dość ostrą niby pisząc prawdę, zawijał ją w smaczne papierki, iżby przybrawszy pozór bezstronnego sędziego, większą sobie zjednał wiarę... Ten chciał artykułu, ów rozbioru, a niejeden rozdania biletów lub rozsadzenia egzemplarzy. Każdy niemal z tych ludzi w stosunkach powszednich niższym był od tego, jakim się okazywał w życiu pisarskiém... Wszędzie widać było starego Adama, świecącego gołemi bokami ułomności ludzkiéj.
Jeżeli powołany do sądzenia Stanisław powiedział co myślał, bo nie mógł inaczéj, albo zamilkł tylko, nie chcąc się narazić... już był pewien gniewu i zemsty. Nie trafiło mu się spotkać ani jednego sumiennego człowieka, któryby prywatę oddzielił od sprawy powszechnéj, i urażony, mimo urazy, oddał sprawiedliwość pisarzowi... mając ząb do człowieka. Prawda wypowiedziana najłagodniéj, robiła zawsze ten skutek, co w Gil-Blasie zdanie o kazaniach ks. arcybiskupa. Napróżno obok niéj stały pochwały, uznanie zasługi, ocenienie talentu... nie darowano jéj nigdy...
I tu więc człowiek, co się szanował, nie mógł mieć przyjaciół, nie mógł pozyskać nikogo, bo nie chciał należeć do żadnego stronnictwa, nie wpisał się w żaden cech, któregoby błędy i omyłki solidarnie przyj-