złego rękę wyciągać, kiedy już do pracy niezdatna! Niech ci Bóg płaci za twoje dobre serce, ale ja tego nie chcę! dam sobie rady!
— Dla czego? odparł Szarski: alboż to nie mogłabyś mi być pomocą? stróżem, gospodynią, sługą jak tutaj byłaś?
— O! nie! nie! kiwając głową zawołała Marta. Ot co powiesz rybeńko, że od śmierci pani, jakby mi ręce poodrąbywał — do niczego, do niczego! Chce mi się modlić i drzemać, a czasami zapłakać; do pracy sił nie znajdę, bo to z serca idzie... a tam mi zaschło. Jeszczebyś musiał darmo drugą izbę dla staréj Marty najmować. Za ten grosz kto inny lepiéj ci usłuży niż ja... porzuć mnie i nie frasuj się serdeńko, nie zginę ja na wileńskim bruku... Będzie tylko więcéj jedną żebraczką w kruchcie u Augustyanów.
Stanisław napróżno ją namawiał, Marta była niewzruszona, i nie dała mu się uprowadzić; pozostała na schodkach domu, który opuścić jeszcze jéj było ciężko, tak już do niego przyrosła. Oj! staremu przesadzać się na starość, ciężka to rzecz, bolesna!
Szarskiemu tymczasem, rzuconemu wśród ulicy, przyszło na myśl szukać taniéj izdebki w dawném swojém mieszkaniu na Trockiéj ulicy, i władowawszy trochę rzeczy na przejeżdżającą dorożkę, pociągnął do domu pana Horyłki.
Nie bez przyczyny domyślał się, że czasu wakacyi puste izdebki będą bardzo przystępne; z podziwieniem swém zajechawszy przed bramę, nie zastał w niéj ani Hersza na czatach, ani gospodarza.
Wszedłszy do domu, wszędzie dziwnie znalazł pusto.
— A pan Horyłka? spytał przechodzącego chłopaka.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.
12
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.