czuwania nad nimi... nikt woli téj ani się myślał sprzeciwiać.
Stanisław przyjął ją jako karę zasłużoną, do któréj był przygotowany za wczasu. Majętność sędziego okazała się znacznie większą niż sądzono, a choć wieś tylko była jedna, kapitały za to pewne i znaczne bardzo, dwa razy jéj wartość przechodziły. Opiekunem wyznaczony był także pan Adam Szarski, i to go do rodziny zbliżyło na chwilę. Odmówić nie mógł pośmiertnéj prośbie, zjechał więc na rodzaj rady familijnéj, choć wiedział, że na niéj niemiłego sobie zastanie Stanisława, którego z powodu dawnych zajść znieść już nie mógł. Przyjął go też twarzą posępną i surową, a wiedząc już o rozporządzeniu nieboszczyka, unikał widocznie wszelkiego wcielania go w interesa familii, umyślnie oddzielając, nie zwracając się do niego w niczém, jak gdyby go tam nie było. Postrzegł to i uczuł Stanisław, ale ścierpiał w milczeniu; nareszcie gdy wszystko ułożono, rzekł powoli i łagodnie:
— Pomoc moją, opiekę i pracę, wedle woli ojca przynoszę rodzeństwu i matce, nie mając najmniejszéj pretensyi do udziału w majątku... Ojciec powierzył mi zarząd czynny i tém zajmę się najgorliwiéj...
— Zdaje mi się — nie patrząc na niego, rzekł pan Adam — iż wolą śp. sędziego było zupełne wyłączenie najstarszego z synów.
— A! na rany Chrystusowe! przerwała matka: za cóż pamięć tego nieszczęśliwego nieporozumienia ma aż za grób sięgać! Sama wola nieboszczyka zdaje się wszywać Stanisława do połączenia z rodziną; któżby go mógł i chciał wyłączać?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/222
Ta strona została uwierzytelniona.
212
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.