Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.

212
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

czuwania nad nimi... nikt woli téj ani się myślał sprzeciwiać.
Stanisław przyjął ją jako karę zasłużoną, do któréj był przygotowany za wczasu. Majętność sędziego okazała się znacznie większą niż sądzono, a choć wieś tylko była jedna, kapitały za to pewne i znaczne bardzo, dwa razy jéj wartość przechodziły. Opiekunem wyznaczony był także pan Adam Szarski, i to go do rodziny zbliżyło na chwilę. Odmówić nie mógł pośmiertnéj prośbie, zjechał więc na rodzaj rady familijnéj, choć wiedział, że na niéj niemiłego sobie zastanie Stanisława, którego z powodu dawnych zajść znieść już nie mógł. Przyjął go też twarzą posępną i surową, a wiedząc już o rozporządzeniu nieboszczyka, unikał widocznie wszelkiego wcielania go w interesa familii, umyślnie oddzielając, nie zwracając się do niego w niczém, jak gdyby go tam nie było. Postrzegł to i uczuł Stanisław, ale ścierpiał w milczeniu; nareszcie gdy wszystko ułożono, rzekł powoli i łagodnie:
— Pomoc moją, opiekę i pracę, wedle woli ojca przynoszę rodzeństwu i matce, nie mając najmniejszéj pretensyi do udziału w majątku... Ojciec powierzył mi zarząd czynny i tém zajmę się najgorliwiéj...
— Zdaje mi się — nie patrząc na niego, rzekł pan Adam — iż wolą śp. sędziego było zupełne wyłączenie najstarszego z synów.
— A! na rany Chrystusowe! przerwała matka: za cóż pamięć tego nieszczęśliwego nieporozumienia ma aż za grób sięgać! Sama wola nieboszczyka zdaje się wszywać Stanisława do połączenia z rodziną; któżby go mógł i chciał wyłączać?