Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/225

Ta strona została uwierzytelniona.

215
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

prawnika, któremu cały ten wydział powierzył, ze zdumieniem patrząc, że znane zasady moralne i chrześciańskie, na których świat i społeczność stoją, w sferze interesów materyalnych żywego zastosowania dotąd jeszcze nie mają.
Gospodarstwo szło także na jakichś zardzewiałych tradycyach, z których wyjść w niedostatku pośredników, coby inne zasady zrozumieć i praktykować mogli, było prawie niepodobna. Stosunek dziedzica do włościan był taki, że i oni oszukiwali dwór, i dwór nieustannie do środków surowych względem nich uciekać się musiał. Stanisław i tego zrozumieć nie mógł: widział w człowieku człowieka równego sobie uboższego tylko, na pewnych warunkach zadzierżawiającego ziemię, któremu czuł się obowiązanym dać opiekę i wszystko, co człowiek winien bliźniemu. Śmiano się więc z jego abstrakcyjnego gospodarstwa, nieopartego na znajomości warunków miejscowych, charakteru ludzi i dziejów odwiecznych, z których wyrodziła się teraźniejszość.
Rodzina Szarskich, oprócz matki staruszki nieustannie opłakującéj męża i niemieszającéj się do niczego, krom tego, co jéj za życia sędziego wydzielone było, składała się z dwóch braci i trzech siostr. Bracia byli w szkołach, a jeden z nich miał wkrótce skończyć nauki; siostry dorastały, najstarsza już była panienką, i téj dusza najlepiéj umiała odgadnąć brata, bo los uczynił ich do siebie podobnymi twarzą, temperamentem, duszą i sercami. Falszewicz niepotrzebny już w Krasnobrodzie, wisiał tylko przy Szarskich, bo nie mógł sobie gdzieindziéj znaleźć miejsca, a że wódka była teraz w dyspozycyi Stanisława, służył mu wiernie i gorliwie. Zajęciem jego było polo-