w poruszeniu tylko, w niedogryzionych przez lata rysach niektórych, pozostały wspomnienia przeszłości... Spojrzały na siebie, słysząc swe nazwiska, uśmiechnęły się i rozpłakały obie.
— Julka!... Karolka!
— A! moja mościa dobrodziejko! ile to lat!..
— Prawda, wszak to...
— Nie liczmy lepiéj...
— Lepiéj nie rachować... Bóg, zabierając młodość i siły, dał się nam nowemi cieszyć w dzieciach naszych.
Sędzina, jakkolwiek niezmiernie rada staréj znajoméj, nie byłaby jéj może śmiała poprosić do Krasnobrodu, gdyby Mania w moment poznawszy się z Marylką i rada rówiennicy, nie zaczęła pierwsza o to nalegać. Przyszedł i Stanisław, uśmiechem wesołym, ale chłodnym witając także starą w Marylce znajomość i przypominając się matce.
— A! to syn twój, moja droga! ozwała się postrzegając go pani Brzeźniakowa.
— Czyżeś go gdzie widziała?
— W Wilnie, moje serce! w Wilnie... choć z początku nie dowierzałam, żebyś tak słusznego syna mieć mogła.
Wszyscy razem i Marylka, która przy powitaniu oblała się cała rumieńcem, a drżeć poczęła jak listek — ruszyli do Krasnobrodu... Na pół drogi zaszła kwestya, czy do Borów, czy do sędziny jechać mają, ale Mania pociągnęła do siebie; a pani Szarska i rada temu była, bo przypomniała sobie, że klucze od lochu miała w kieszeni, od śpiżarni za pasem, a czeladzi wydała tylko obiad.
Można sobie wystawić, ile to jest do mówienia po przeżytych latach trzydziestu przez wszystkie koleje
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/232
Ta strona została uwierzytelniona.
222
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.