swoją, i siadłszy do karykla, ruszył z gospodarzem do Krasnobrodu.
Były to jedne z najniespodziewańszych odwiedzin, i przestraszyły bardzo poczciwą sędzinę, niewiedzącą jak przyjmować gościa z tytułem, a usiłującą wszelką zamożność domową wprowadzić do pierwszego pokoju dla uczczenia tak dostojnego pana. Gniewała się nawet trochę na pana Adama, że jéj nie uprzedził; aby się przygotować nieco mogła. A że pan nosił imię bardzo znane i niegdyś senatorskie, dowiedziawszy się, że przyjechał umyślnie poznać Stasia, zdumiała się, rozczuliła, i sankcya ta w oczach jéj własne dziecko podniosła.
Dylettant był swobodny, miły, grzeczny jak wszyscy ludzie dobrze wychowani, u których, gdyby wnętrze odpowiadało powierzchowności, z nikimby na świecie lżéj i swobodniéj nie było niż z nimi. Obok niego pan Adam ze swém napięciem arystokratyczném, dumą i słodziuchną grzecznością wymuszoną, która więcéj odstręczała niż pociągała, wydawał się gburowaty i nieokrzesany.
Posłano zaraz po Stanisława na poletek, a dylettant chcąc się przypodobać, jak niegdyś pan Adam w Krasnobrodzie, począł wychwalać wszystko, co się tylko trafiło. Miejsce było prześliczne, drzewa przepyszne, coś wiejskiego... między otłuczonemi filiżankami na serwantce znalazły się nawet stare Sasy i Sewry nieporównane! Gdyby był mógł, byłby chwalił trzewiki domowéj roboty pani sędziny, i czerwone rączki gospodarnych sędzianek... w takiém był usposobieniu do admiracyi. Znalazł, że Mania przypominała dziwnie księżnę jakąś hiszpańską, którą widział w Paryżu, a najmłodsza hrabiankę N. N... Co chwila
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/243
Ta strona została uwierzytelniona.
233
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.