Ale Wilno tak mu się teraz zdawało puste! nigdzie znajoméj nie spotkał twarzy, bo nawet państwo Ciemięgowie pojechali na wieś, professor Iglicki wyniósł się gdzieś za miasto, a Hipolit ruszył w Kowieńskie odetchnąć powietrzem nadniemnowéj doliny. Pozostali mieszkańcy mieli minę zaspanych i znudzonych; w kawiarni pod Św. Janem nikogo, Krysztalewicz nawet nie pijany i tém bledszy, ledwie się kiedy niekiedy ze swoim granatowym frakiem pokazał na świecie. Stanisław błąkał się z Trockiéj na Niemiecką ulicę, z Niemieckiéj na Łotoczek, powracał do siebie i do pracy wziąć się nie umiał, tak mu to osamotnienie ciężyło.
Cisza dzienna, cisza nocna, którą tylko przerywał żałobny dźwięk dzwonów kościelnych, nużyła go nieprzebytą długością swoją; a ten stan duszy, wracając go do wspomnień dzieciństwa, rodził tęsknicę po nich, po domu, po cichym tym kątku litewskim, w którym się urodził. W początku było to tylko pragnienie jakieś, ale wkrótce stało się gorączką, żądzą nieprzepartą, konieczną potrzebą wioski, pól, lasów i powietrza pełnego wyziewów zieleni, tak różnego od atmosfery miasta, a niosącego z sobą tyle myśli ile woni!
Sprzedaż ruchomości po Dormundowéj, których przyjąć nie chciał Szarski, dopełniona została staraniem Palskiego, a ten gwałtem prawie pieniądze z niéj pochodzące i kilka fraszek ocalonych dla pamiątki wręczył Stasiowi. To postawiło go w możności myślenia o ubogiéj podróży w rodzinne strony.
— Czemubym nie miał — rzekł sobie w duchu — pójść tam, spojrzeć, popłakać, zobaczyć ich może z daleka i znów powrócić do pracy? Ta podróż odświeży mnie,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.
15
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.