dy i uwolnienia od ciężkiéj pracy, która na jego ramionach wisiała, uśmiechnął się, ucałował rękę staruszki i podziękował jéj z serca.
— A co się tycze wydziału — rzekł cicho — zróbcie jak chciał ojciec: niech ja nic nie mam od was, niech nic lepszym nie odbieram dzieciom; ja niewiele potrzebuję, a na tę trochę zapracować potrafię.
— No, no, daj-no pokój, przerwała sędzina; a to nam zostaw proszę. A jak ci się zechce, zdawszy gospodarstwo Jędrusiowi, pojechać do Wilna, masz sobie cztery konie, Mateusza i zieloną bryczkę, a i jaki tysiąc złotych w pończoszce u mnie się znajdzie. (Sędzina chowała zawsze pieniądze w stare pończochy, mając to tradycyonalnie, że w ten sposób dłużéj się i lepiéj konserwują.)
Jakkolwiek na pozór ostygał Szarski dla literatury i wrócił do wiejskiego życia, serce mu zabiło do swobody, do cichego kąta, w którymby nic nie przerywało mu pracy, do miasta, które się stało dla niego drugim domem rodzinnym. Może rzucone tam wspomnienia siłą swą ciągnęły go także ku sobie, bo najsmutniejsze nawet mają tę władzę, że wiążą nas na wieki z cmentarzami przeszłości.
Wszystkie dawne plany, pomysły osnowy pracy, poczęły roić mu się znowu, a po wypoczynku z nową siłą dobywały się z niego. Zdało mu się, że nie rzucając pióra, wyleje z siebie wszystko, co dotąd wstrzymywał i wyrabiał tylko w głębi duszy.
Ale nierychło, pomimo pośpiechu, potrafił wyruszyć