Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/252

Ta strona została uwierzytelniona.

242
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

na biesiadę, do któréj nie ma smaku i ochoty, dziwiąc się niemal tym, co spożywać ją mogą.
A ten może smutek, chłód, odczarowanie, które wiały ze słów jego i wybijały z wejrzenia, pociągały bardziéj jeszcze biedną Marylkę ku tęsknemu poecie. Ona tak pragnęła zbliżyć się ku niemu, tak chciała zajrzeć w głąb jego duszy!
Napróżno! najgorętsze słowa padały nań jak ciepłe krople deszczu na kamień, który po nich bardziéj się jeszcze ślizkim i twardszym wydawał. Marylka nieraz wróciwszy z Krasnobrodu, płakiwała po nocach, rozmyślając o Stanisławie, i nie pojmowała młodości, w któréj sercu mogły już mieszkać takie szrony i siwizna.
Nikt się może nie domyślał jeszcze tych uczuć Marylki, oprócz jednéj matki, niespokojnie spoglądającéj na ich postępy, a nieśmiejącéj jeszcze ust otworzyć, gdy miłość z razu będąca przeczuciem jakiémś swéj doli, porywem nieokreślonym, niepokojem wewnętrznym, stała się wreszcie gwałtowném, niepohainowaném przywiązaniem. Marylka odgadła ukochanego intuicyą jakąś; czuła jego boleści, tlómaczyła sobie oziębłość i biegła być Siostrą Miłosierdzia dla tego Łazarza, uśmiechem pokrywającego swe rany.
Pani Brzeźniakowa z bałwochwalczém przywiązaniem dla jedynéj córki, poglądała na to bojaźliwie, nie śmiejąc przemówić, ale coraz o przyszłość spokojniejsza, bo była pewna, że Staś pokochać musi jéj anioła, a dzięki Bogu nic szczęściu ich w takim razie nie stanęłoby na zawadzie. Była spokojna o zezwolenie matki, sama drżała z radości na myśl pobłogosławienia téj pary, którą widziała od losu sobie przeznaczoną, i kołysząc się temi nadziejami, dopo-