Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/258

Ta strona została uwierzytelniona.

248
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— I kochanie moje pogrzebałem na zawsze.
— No! mówże pan wyraźniéj!
— Pogrzebałem je tam gdzie się urodziło, w sercu mojém. Winienem, że i z téj mogiły już nowéj miłości kwiatek wyrosnąć nie może.
— O! to pan ją kochasz jeszcze... żywo, z gniewem prawie odpowiedziała Marylka.
— Nie! nie! nie! rzekł stanowczo Stanisław: ani myślę, ani kocham! Mówię o tém zimno, bo takim mnie chłodem oblała miłość ostatnia, że z niego nie wyjdę do śmierci.
Spojrzała Marya ciekawie, ale w oczach jego znalazła potwierdzenie słowa; oczy miał suche, wejrzenie smętne, ale rezygnacyi pełne.
— Nie, nie — rzekła w duszy — ty nie wytrwasz w téj rozpaczy, ty kochać musisz.
I słów jéj zabrakło.
Zbliżyli się do domu, mrok już padał, musieli przyśpieszyć kroku, bo powóz pani Brzeźniakowéj stał przed gankiem. Czas było odjeżdżać. Wsiadłszy z matką do koczyka, Marylka zapłakała ukradkiem, a wdowa udawać musiała, że łez jéj nie widzi.
Nazajutrz Stanisław był w drodze do Wilna.


U téj saméj karczemki, u któréj popasali biedni studenci, z nadziejami w kieszeni śpiesząc do Wilna przed laty, dziś jeszcze bardziéj podupadłéj, pochylonéj, odrapanéj, ale otoczonéj znowu takiemi samemi wozami i bryczkami jak naówczas — zatrzymał się Mateusz, by zmęczone konięta napoić u studni, któ-