dziesz musiał i pisać do Polyhistora, bo oni gadać tylko umieją! Z tego pisania nic ci nie przyjdzie, ani sławy, bo tylko firmy porządne dać mogą rozgłos imionom... ani grosza, bo oni nie płacą. Potrzebaby się wynieść ztamtąd, uciekać! Ale maszże pan rękopism jaki?
— Zaczętych kilka.
— Zróbmy umowę o co poczętego, naglił księgarz: dam panu zadatek...
Stanisław wahał się, ale grzeczność jest jedném z tych narzędzi, któremi się najwięcéj dokonywa, a księgarz był tak na ten raz ujmujący, tak słodki, że ciężko mu było odmówić; złapał więc zaraz na wstępie, i słowo się rzekło.
Zaledwie ztamtąd wyszedł Szarski, spotkał w ulicy professora Hipolita, który zapomniawszy dawnéj urazy, z uczuciem prawdziwém otworzył mu ramiona.
Ledwie go teraz poznał Stanisław... tak się roztył, zmężniał i niestety! wyłysiał!
— A witajże nam hospodynie! rzekł żwawo i wesoło rzucając się ku niemu. Znowu z nami! Jużeśmy cię opłakiwać poczęli jako ofiarę wioski; jakże nam miło odzyskać, cośmy mieli za stracone! Jak się masz drogi, z czém przybywasz? Z pieśnią, powieścią, dramatem czy historyą?
— Z niczém, kochany professorze. Znużony przybywam na spoczynek, z sercem wystygłém i głową spuszczoną.
— Nie wiem, czy ci jedno ogrzać, drugie podnieść potrafimy; ale zawsze to dobrze, żeś do nas przyjechał. Widzisz co się dzieje w literaturze! jakie zmiany! Książki sypią się gradem, więcéj ich wychodzi w pół roku, niż przedtém w ciągu lat kilku, i wszystkie rozprzedają się, rozsypują po świecie. Ruch w ga-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/264
Ta strona została uwierzytelniona.
254
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.