Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/283

Ta strona została uwierzytelniona.

273
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

wą niesmaczną — coraz namiętniéj przywiązywał się do zimnych kart, z których ssał życie i pokarm swéj duszy. Z tego zamiłowania powstała nieuchronna mania książkowa, na któréj kończą zawsze zawzięci, nałogowi pracownicy; pokochał nietylko te księgi, którym był winien pokarm codzienny, ale wszystko, co się księgą zwało... Jak pan Benedykt Pleśniak, nieznacznie wpadł w antykwaryuszowstwo, w bibliomanię prawie; a że naówczas w Wilnie, dzięki kilku Żydkom, którzy wiedli handel książkowy, łatwo było téj namiętności dogodzić za małe pieniądze, za Lelewelowskie nawet ceny, Szarski począł zbierać biblioteczkę, badania jakieś starożytnéj literatury, i utonął w szpargałach. Stworzył tém sobie życie sztuczne, na którém, jak na wódce pijacy, kończą ci, co potrzebują zajęcia dla umysłu i serca, a do ludzi się po nie odwołać nie chcą, wyziąbłszy dla nich na zawsze. A! ma i serce udział w téj suchéj sprawie, i ono bije na widok zżółkłego pergaminu, na którym leży piętno przeszłości, jak dawniéj biło może do uśmiechnionéj twarzy dziewczęcia! Mania ta staje się w końcu namiętnością, szałem, gorączką... Tak Goethe siwiejąc, zbierał kruszce i kamienie... Stanisław jednak nie był zbieraczem bez celu i idei, ale przedsięwziął pracę, może aby się sam usprawiedliwił przed sobą, a do niéj gromadził co tylko mógł i jak mógł. Śmieszne to, może ale zaprawdę niebezużyteczne zajęcie szperacza: ten tylko wie kto pracował, jak zbliżenie rozpierzchłych rysów, bodaj drobnych, może wielką zbudować całość; niespodziane światła tryskają z tych zetknień często trafunkowych, a zbiór materyałów jest już dzieła połową.
Utonąwszy w pracy, do któréj samo przygotowa-