Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/290

Ta strona została uwierzytelniona.

280
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Wśród zmudnego zajęcia, jedyną zabawką były stare księgi, któremi istotnie bawił się jak dziecię, oddając za nie co tylko miał do ostatniéj sukni. Śmiano się z razu, lecz gdy począł tłómaczyć co widział w suchym szpargale, wszyscy go uniewinnić musieli. Często Bazylewicz rzucał go z rana i zastawał nocą nad foliantem, który począwszy czytać, nie wstrzymał się aż pożarł cały. Zimny i zaschły kronikarz wywoływał przed nim całą epokę; z poniżanych jak paciorki na sznurek faktów, z martwych kilku wyrazów, w umyśle jego tworzyły się obrazy żywota pełne. A gdy po długiém czytaniu głos podniósł o treści księgi, nie poznać jéj było w zmianie, jakiéj przechodząc przez duszę jego, ulegała. Stara to i wielka prawda, że każdy w miarę siebie wyczyta na książki karcie; dla jednego ona jest obrazem barw i światłości pełnym, dla innych pomieszanych gruzów stosem. Stanisław czytając, tworzył.
Kilka razy z domu zajmowanego przez Bazylewiczów wynieść się chciał Szarski, i doktor go ztamtąd wyciągał, widząc, że tu zamiast hamować go w pracy zabijającéj, korzystają z niéj tylko; ale literackie małżeństwo pod różnemi pozorami nie dopuszczało Stanisławowi odmienić mieszkania. Wreszcie namnożyło mu się jakoś książek, a w miarę wzrostu ich liczby, nieporządek, w którym rozrzucone były, pomnażał się, i Szarski nabierał wstrętu do przenoszenia się gdzieindziéj, któreby mu pracę przerwać musiało i zamęt sprowadziło nierozwikłany. Ciężko mu było ruszyć się z usłanego raz gniazda.
Tak stały rzeczy, gdy raz professor Hipolit, który od dawna jakoś zapomniał o biednym poecie, wpadł do jego izdebki, i zastawszy go na ziemi, wśród fo-