Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/308

Ta strona została uwierzytelniona.

298
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

gorącém. Oklaski jak grzmot zahuczały tysiączne, wywołano Sarę... A Szarski odurzony, nic w tém wszystkiém nie widząc prócz swego losu, wybiegł uprzedzając powrot aktorki, prosto do jéj mieszkania. W drodze minął go powóz unoszący zesłabłą i na wpół omdlałą Maryę, a w bramie zajazdu, o mało nie rozbiła landara księcia, który ze swą Smaragdiną powracał do domu.
U stopni wschodów, jak żebrak, stał pokornie czekając na nich Szarski. Ujrzawszy go Sara, krzyknęła zdziwiona i zniecierpliwiona; książę się tylko uśmiechnął.
— Nie prawda — rzekł — że cudną była w dzisiejszéj swéj roli?
— Bo była sobą, odparł Szarski; taką, jaką w głębi jest jéj dusza!
— Dziwne widzę, poeto, masz pojęcie o sile mojéj, przerwała aktorka. Byłożby sztuką pokazać tylko co we mnie? O! jam właśnie warta była oklasków, bo szyderstwo śmiało się w mojém łonie, gdy odegrywałam rozpacz...
— Nie masz litości! rzekł Szarski; ale ja tego nie słucham, ale ja temu nie wierzę!
— Zawsze dziecko! szepnęła Izraelitka, wchodząc do sali i rzucając się na sofę zmęczona.
A postrzegłszy, że Szarski usiadł zaraz naprzeciw niéj, nieukontentowana ruszyła ramionami.
— Oszalał! powiedziała tak, żeby ją mógł posłyszeć.
Książę tymczasem chodził po salonie, gospodarując z krwią zimną, — i była długa, długa chwila milczenia Nareszcie, korzystając z oddalenia się protektora, Sara powstała i żywo zbliżyła się do Stanisława.