Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/310

Ta strona została uwierzytelniona.

300
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

go tu jéj oczy przykuły, pomimo prośb i nalegań księcia, musiał wysunąć się biedny...
Jakiś czas stał jeszcze naprzeciw kamienicy, patrząc w jéj oświecone okna; myślał, że go kto zawoła, że będzie mógł powrócić, że cud jakiś stanie się dla jego męczarni... Ale wkrótce światła poczęły gasnąć w oknach, lampka tylko zaświeciła daleko gdzieś w otatniém, cisza nocy ogarnęła miasto... Szarski poleciał do domu.


Nazajutrz, doktor Brant zastał go z rana ubranego jak był w teatrze, siedzącego w krześle od wczora, ale z silną jakąś gorączką, którą wrażenie i przeziębienie nocne wywołały.
— Co ci jest? spytał wchodząc. Bazylewicze dali mi znać, że jesteś chory.
— Ja chory? zdziwiony odparł Stanisław, pokaszlując. Ale nie! zdrów jestem, nic mnie nie boli, głowa tylko ciężka, bom nie spał...
— Daj-no puls, bo w pulsie odzywa się i mówi wszystko, czasem nawet dusza; świadkiem owa historya, którą dla medyków sztychują, wiesz?
To mówiąc wziął jego rękę i pokiwał głową.
— Masz trochę głupiéj jakiéjś gorączki, rzekł. Połóż-no się w łóżko i uspokój.
Stanisław rozśmiał się.
— Kochany doktorze, począł z cicha: sam to wiesz najlepiéj, że duszy wykurować niepodobna; nie dasz już rady ze mną. Choroba moja nie ze krwi pochodzi, nie z chłodu, nie z jadła, nie z powietrza, ale