Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/315

Ta strona została uwierzytelniona.

305
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

kie okolice Wilna, ustroni. Domek ten, a raczéj skromna chatka, staraniem przyjaciół najęta i narzucona Szarskiemu, składała się ze trzech izdebek i sionki, a stała na piaszczystym wzgórku u podnóża okolonym drzewami, z którego przez ich wierzchołki widać było część wielkiego pejzażu, zakończonego murami starego grodu. Dworek ten, najmowany zwykle dla chorych, lub na czas jakiś chcących się usunąć od zgiełku, był jednym z pięciu czy sześciu podobnych, należących do jakiegoś spekulanta, rachującego na villegiaturę urzędników i professorów. Obok niego różnych rozmiarów był drugi, trzeci i czwarty podobny; w jednym z nich, w najbliższym, umieściła się pani Brzeźniakowa, na gwałtowne Maryi nalegania przystając po długiém wahaniu.
— Co ludzie pomyślą! co ludzie powiedzą! wołała biedna matka, ulegając żądaniu córki.
— Że go kocham, że chcę być przy nim i pielęgnować go, odparła odważnie Marya. Mniejsza o złośliwość ludzką!...
I tak prosiła, i tak płakała, że matki obawy przemogła.
Brant musiał się, nie bez wielkich trudności zająć przeniesieniem Szarskiego, którego książki i papiery przetransportowano na nowe mieszkanie, rozrzucając je w tym samym porządku, w jakim leżały w kamienicy, którą wprzód zajmował. Dano mu służącego staruszka, wybranego przez doktora, powolnego a roztropnego człowieka, który już niejednemu choremu zamknął oczy i zwykle do słabych był brany; urządzono mile dla oka izdebki, a stół najęto niby w jednéj z bliższych traktyerni, ale w istocie