Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/325

Ta strona została uwierzytelniona.

315
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

A epilog epilogu? A! i ten potrzebny jeszcze... choć słów kilka, które dorzucić mamy, smutniejsze są od sceny, na którą spojrzeliśmy przed chwilą, smutne jak mizerne życie człowieka, jak jego słabości odrażające.
W rok potém, na zielonym grobie poety... jedna tylko klęczała postać, w sam dzień śmierci wieszając na skromnym krzyżu, wznoszącym się na mogile, wieniec nieśmiertelników. Była to Sara, Sara aktorka, Sara cudza kochanka, która zabiła poetę i grób jego wieńczyła ręką drżącą.
W lat dwa, w lat dziesięć jeszcze, taż sama dłoń, w ten sam dzień, przychodziła z danią pogrobową na mogiłę już dzikiemi chwastami pokrytą... i nikt więcéj! i nikt więcéj!
A Marya? spytacie: Marya umarła?
Nie — ona wyjechała na wieś z matką, chorowała, bolała, płakała, odczytywała jego pieśni drżącą nakreślone ręką, słabemi wyśpiewane usty, chciała wstąpić do klasztoru, chciała umrzeć i nie mogła.
Powoli żal jéj się uśmierzył, i choć nie ustał, pokryła go mgła oddalenia... Marya poszła za mąż, i dziś jest najprozaiczniejszą z matek rodziny, najlepszą żoną i gospodynią, choć wieczory wiosennemi, gdy jéj woń rozpuszczonych świeżo brzoz zmarłego przypomni, jeszcze cicha łza po nim płynie.
Taki jest człowiek! duch w nim potężny, ale ciało słabe...
W tydzień po śmierci Szarskiego, Bazylewicz już drukował szumny prospekt na cały zbiór dzieł „świeżo zgasłego a nigdy nieodżałowanego pisarza,“ któremu taki napisał nekrolog, jakby pióro we łzach maczał. Wydanie pozostałości po Stanisławie zro-