u rodziców... mnie tam dobrze... oświeżę się trochę wsią, do któréj przywykłam.
ON. Ma chérie, cela vous parait ainsi de loin, et et c’est une faute de perspective... Z daleka to życie wiejskie jest śliczną sielanką, smakowało ci niegdyś, i zdaje ci się, że dawne impressye znajdziesz wracając do dawnych przedmiotów. Mais-bah! zobaczysz, zobaczysz, że to, co ci wielką sprawiało przyjemność dawniéj, dziś cię do drugiego dnia znudzi.
ONA. To być może, a! bardzo być może! Jak się znudzę, to wyjadę; ale jeśli mnie to bawić będzie... zostanę póki mi się podoba.
ON. Nie myślę być tyranem z komedyi (un tyran de comédie), ani żadnym zazdrośnym Bartolem, kochana moja Rozyno... A! rób co ci się podoba... Pobraliśmy się nie na to, żeby się tyranizować, ale żeby wieść życie miłe i swobodne.
ONA. Tak sądzę. (Ziewając:) Trzeba przyznać, że ta droga po piaskach i lasach bardzo nudna!
ON. Bo dla ludzi ucywilizowanych, moja droga, chciéj się o tém przekonać, nie ma nic nad miasto. Tu przynajmniéj życie jest uregulowane. (Ziewa.) A! a! dla ciebie to czynię, że jadę Szarskich odwiedzić; ale téj ofiary nie wymagaj drugi raz odemnie. Dobrzy, bardzo dobrzy ludzie... ale jacy wieśniacy!
ONA. Bynajmniéj! ale musimy być z sobą na stopie szczerości...
ON. Jużciż twój ojciec...
ONA. Mości książę!
ON. Chère Adèle, nie gniewajże się, oddaję mu wszelką sprawiedliwość, ale jest wieśniak! Kto zamieszkał na wsi, zawsze nią będzie trącił! To nie grzech przecię, ce n’est qu’un ridicule.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/35
Ta strona została uwierzytelniona.
25
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.