Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.

32
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Ku południowi, na wielkich piaskach pod L... uznojony pochodem poeta, ostatkiem sił dobijał się do gospody, gdy znowu powolnie jak on wlokące się drogą powozy zwróciły jego oko.
A że w tém miejscu i piesi i jezdni wymijając wydmę, wązką drożyną po pod laskiem przedzielać się musieli, Stanisław miał czas przypatrzyć się ludziom, których mozolnie dźwigały szkapy żydowskie.
W taborze tym, pełnym pakunków, ciężarów, tłomoczków, było coś wielce śmiesznego. Powóz główny wyglądał jak beczka śledzi, tak był przepełniony ludnością, a za nim jeszcze dygocząc się na tłomoku wysoko podpiętym, ze zwieszonemi nogami, jechała rozespana dziewka w szarym kubraku. Za koczykiem szła bryczka równie nabita i wóz ładowny, pod którym dzwoniło blaszane wiaderko. Zdziwił się niepomału Staś, ujrzawszy pomiędzy gromadą głów w koczu, znajomą sobie dobrze twarz Bazylewicza, ale niemniéj snadź zdumiony krzyknął dawny towarzysz, gdy po dwakroć wracając do obejrzenia pieszaka, znalazł w nim Szarskiego.
Wykrzyk Bazylewicza przestraszył gromadę dzieci, rozbudził państwo, poodwracał sługom głowy, a Podolak korzystając z zamieszania, wyrwawszy się z między uciskających go różnego rodzaju figur, skoczył na piasek do Stanisława śpiesząc.
— Co to jest? co ci się stało? gdzie ty idziesz?
— Jak widzisz, w moje strony. Tyś pieszo szedł, ja powracam pieszo, ot cała różnica; jam się nie dziwił wówczas, dziś ty się nie dziwuj proszę.
— Ale ba! cale co innego powracać, odparł Bazylewicz, krzywiąc się na to wspomnienie. Cyt! ciszéj.