Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

39
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

i utrzymane starannie. Ganek zabudowany deskami w pas, z ławkami przy ściankach, poprzedzał domek, i przed nim wysiadłszy Stanisław upatrywał do kogoby to udać się, by pana wynaleźć, gdy mężczyzna lat około trzydziestu mający, z fajeczką w ustach, wyszedł ze drzwi bocznych i stanął na progu. Była to postać wyniosła, barczysta, silna, z twarzą ogorzałą, z wąsem ciemnym obfitym, wpół żołnierska, na wpół szlachecka, coś myśliwca i gospodarza, typ jakich dzisiaj niewiele, bo wtedy nie zniewieściały jeszcze.
Na widok papieru, bo Stanisław najprzód listu dobywać zaczął, zmarszczył się gospodarz i wziął przybylca za kogoś żyjącego z pióra i kałamarza, a że się gryzipiórkami brzydził, zacofał się aż do progu. Dopiero spojrzenie powtórne na młodego człowieka, którego twarz pełna łagodności i wdzięku wzbudzała zaufanie, skłoniło go do pozostania i zbliżenia się do gościa.
— Daruj mi pan, rzekł Stanisław: że nadużywam praw gościnności; ale mnie ośmiela i wprowadza list krewnego pańskiego, doktora Branta.
— A! to pan nie z kursoryą! zawołał śmiejąc się gospodarz. Przepraszam, ale takem się papieru nastraszył, myśląc, że broń Boże palet jaki. List od Branta! jak Boga kocham, to cud! lat dziesięć poczciwiec do nas literki nie napisał. A! patrzcie, i do ojca mojego adresuje, gdy ten od lat trzech w grobie spoczywa!... Pozwólże mi pan rzucić okiem na list, dowiem się może jak mam mu służyć.
To mówiąc, gospodarz poszukawszy światła, począł z dość widoczną trudnością syllabizować list, odjąwszy od ust krótką fajeczkę, i nie bez pracy i potu doszedł