jakoś do końca... Żywo podał namulaną rękę Szarskiemu.
— I bez listu — rzekł — zawsze uboga chata szlachcica otwarta i rada gościowi. Wejdź pan do środka; przyjmiéj na co stało; wykwintu nie znajdziesz, dostatek mierny, ale serce szczere i życzliwe... Każ pan zaraz znosić rzeczy, odpraw chłopaka, i bez ceregielów rozgość się: jesteś u kawalera... Nas dwóch na dworek, aż szeroko nam będzie.
Tak się jakoś od razu rzeźwo poczęła znajomość, a Płacha gościa ośmielił do tyla, że Szarski powoli nabrał odwagi, nadziei, i przestąpiwszy próg ubogiego dworku, uczuł jakby do portu dopłynął... mógł spocząć nieco w niezupełnie już obcym domu.
Wewnątrz jak po wierzchu chata to tylko była czysta i porządna, w któréj wykwint i myśl zbytku nie postała; ale pomimo tego, swobodnie i wesoło było w jasnych, białych, wyświeżonych izdebkach. W pierwszéj kominek, siny piec kaflowy, stół z klapami, sofka wygodna, i na ścianie portret księcia Józefa, a obok flinta i skrzypka, była całą jéj ozdobą; z drugiéj wyglądało łóżeczko, kufry i zasób kawalerski, myśliwski i gospodarski...
— No, jakże się tam ma poczciwe Brancisko? spytał Płacha, posadziwszy gościa. Mało ja go znam, ale wiem, że to najpoczciwsze człeczysko. Jak mu się tam powodzi przecię?
— Jak wszystkim poczciwym ludziom... nie bardzo dobrze idzie, bo się o to nie bardzo starają. Ale koniec końców, jest chleba kawałek i miłość u ludzi... Wybiera się tu kiedyś do was...
— A! tak zapewne jak się zbierał pisać, odpowiedział śmiejąc się Płacha Nim się namyśli i upakuje,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.
40
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.