Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

44
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Ludźmi się nie brzydził jak piórem, papierem i książką, ale się bez nich łatwo obchodził, a w stosunkach szukał swobody i najwyżéj ją cenił. Wciąż obcując z naturą, z żywą pieśnią i poczyą żywą, nie dziw, że utworów sztuki nie rozumiał ani ich lubił. Powiadał, że żaden poemat nie wart śpiewki ludu nóconéj na polu z towarzyszeniem wiatru, skowronka, woni wiosennéj i słońca, a żadna powieść nie może iść w zapasy z prostą baśnią opowiadaną przy łuczywie na wieczornicy lub doświtce.
W domu prócz Kalendarza i Złotego Ołtarzyka nie miał też nic drukowanego, i prawie był zapomniał pisać i czytać, tak go oba te zajęcia niecierpliwiły i męczyły.
— Cóż tam może być w książkach? rzekł zaraz pierwszego wieczoru Stasiowi, widząc ich kilka w jego tłomoczku. Co tam być może, czegoby wprzód nie było w świecie żywym, w żywéj mowie? To tylko zasuszone ziółka bez barwy i zapachu! Trzeba jeszcze odgadywać, jak były malowane i czém pachniały za życia. U mnie poezya panie, to gdy na pogrzebie zawiedzie chłopka od serca żalem, co mi i łez dobędzie, i pierś rozedrze! poezya, gdy się wśród wesela odezwą z odwieczną pieśnią korowaju! gdy na łanie chórem zahuczą mi żniwarze!... a wasze tego wszystkiego naśladowania! ho! daleko im do oryginału! I muzyki też dla mnie nie ma nad wiejską i prostą: to zboże, co karmi, a wasze sztuczki, wódka już wydystylowana, która spoi, ale nie pożywi.
Taki był pan Płacha. Spotkanie tego dziwnego człowieka, któremu mimo umyślnego zdziczenia nie można było odmówić wielkich przymiotów serca i głowy, należało do najbardziéj zajmujących wypadków