Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.

45
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

podróży Stanisława, i uczyniło na nim niespodziane wrażenie. Umysł ten świeży, nie nadziany nauką, nie skrzywiony mimowolném naśladownictwem, często błyskał zupełnie niespodziewanemi i samoistnemi światłami, w których znać było energię ducha i silne piętno wyciśnione na niém przywiązaniem do swéj ziemi, kąta i zagona, do całego tego czarodziejskiego kręgu, z którego nie wychodził. Sąd jego bywał fałszywy przez niewiadomość, przez namiętną jednostronność; ale dziwnie się odbijał ze swą porywczością, prostotą, siłą, przy bladych, pospolitych, nieśmiałych i startych wyrokach ogółu. Wszystko brał ze strony poetycznéj, błyszczącéj, jasnéj, i wejrzenie jak wiarę miał całkiem ludową... brał z ludu, z którym żył, namiętności, wady i cnoty, jego poezyę i ducha.
Na dobitkę jeszcze, co go w tym stanie zdziczenia na wieki przykuć musiało, to nieszczęśliwa miłość dla prostéj wiejskiéj dziewczyny... brakło mu jeszcze trochę odwagi, by się z nią ożenić, a już opuścić jéj nie mógł. Horpyna od dawna jak pani rozkazywała na dworku, którego prawa strona do niéj należała, i piastowała już na ręku dwuletnią dziecinę. Płacha walcząc z sobą, sam nie wiedział na czém skończy; ale miłość przerastała już w przywiązanie i nałóg, wcielała się w jego życie. Może być, że oprócz innych powodów odstręczających go od świata, i to położenie jego stawało na przeszkodzie do wejścia w społeczność, krzywém spoglądającą okiem na to, co się śmie zbyt jasno i śmiało ukazywać przed nią, a nie godzi się z jéj prawami, nazywać się zdając, zamiast przebaczenia prosić. Nie idzie tu tyle o sam występek, co o formę. Płacha musiał żyć z sobą, bo wszyscy wiedzieli o miłości jego dla wieśniaczki, a choć to