Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

56
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

się przez tłum, stanął na oczach ojca i rodziny swojéj, nikt z nich nie miał w tę strong zwróconego wejrzenia, a matka, choć go może dostrzegła i poznała nie patrząc nawet, spuściwszy oczy ku książce, udawać musiała, że nic nie widzi. Sędzia pomimo bolu w nodze, klęczał i modlił się ze Złotego Ołtarzyka, nie zwracając uwagi na to, co go otaczało. Dopiero gdy zabrzmiały dzwonki i gwiazdka na chórze, zwiastując Podniesienie, starzec obrócił oczy ku ołtarzowi, spotkał syna stojącego ze skłonioną głową, i pobladł. Wzruszenie jego było tak wielkie, że upuścił książkę z rąk i osłupiał, bo mimo kilku lat ubiegłych poznał Stanisława od razu. Matka od dawna już wiedziała o nim, postrzegła także co się działo z mężem, ale bała się dać poznać mu, że wie, dla czego tak jest zmięszany, modliła się, modliła, trzęsła ze strachu i znikła prawie w głębi ławek.
Po krótkiéj chwili oprzytomniał stary, podniósł Ołtarzyk swój, zdawał się w nim szukać przerwanéj modlitwy, ale ręce mu drżały widocznie, a oczy próżno zwracane na karty, biegły ku dziecięciu. Jakie uczucia miotały twardą tą duszą, trudno już było poznać po twarzy powleczonéj znów zimną, obojętną nieruchomą jakąś maską. Ale się modlić nie mógł, ale patrzał i patrzał na to dziecię stracone, na marnotrawnego syna, który się zjawił przed nim w kościele, jakby w imię Boga, co wszystkim przebaczył, o przebaczenie błagał.
Niepodobna wyrazić co się działo z przelękłą matką, Manią i resztą rodzeństwa; przestrach ich widać było na twarzach, i obojętni nawet spostrzegali, że się im coś stać musiało, tak wszyscy byli pomieszani.
Stanisław zbladły modlił się gorąco.