towniejszego doznawać uczucia, które hamował zaraz wolą nawykłą do rozkazywania.
Nareszcie odśpiewano supplikacye, ten szczytny śpiew, a raczéj wołanie do Boga, niezrównane w swéj prostocie, jak krzyk duszy wyrywający się z niéj głosem potężnym, — i gdy ostatnie dźwięki dobrzmiały, lud począł odpływać na cmentarz, zgromadzenie rozchodziło się różnemi drogami.
Państwo Adamowie ujrzawszy Szarskich, których sama grzeczność nakazywała im prosić do blizkiego dworu na obiad, oboje jak córka bojąc się kompromitacyi przed zięciem, udając, że nie postrzegli krewnych, nie przez środek kościoła jak byli zwykli, ale pokornie bokiem uszli za ławkami, pośpieszając, żeby ich orszak długi krewniaków nie napędził przy wsiadaniu do powozów. Trudno opisać co wycierpieli za swą próżność, daremnym ukaraną strachem.
Sędzia modlił się jeszcze i modlił, Stanisław z miejsca się nie ruszał, a biedna matka, gdy jéj przyszło chować do woreczka książkę, różaniec i chustkę, z kolei wszystko poupuszczała na ziemię.
Kościołek już prawie był próżny, gdy nareszcie starzec się podniósł, wyprostował, i nie rzuciwszy już okiem ku słupowi, przy którym widział syna, przykląkł i poszedł, wiodąc za sobą rodzinę swoją ku wnijściu. W chodzie jego, zazwyczaj śmiałym i pewnym, znać było jakieś wahanie, jak gdyby go co w tył ciągnęło, jakby nogami nie władał. Szedł i chwytał się za ławki, a zanurzywszy wzrok w ziemię, gdy stanął u kropielnicy, szukać jéj musiał kilkakroć palcami, nim się opamiętał i znalazł wodę święconą.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.
58
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.