Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

59
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

Idący za nim milczeli wszyscy, nic śmiejąc nawet spojrzeć na niego.
W progu odwrócił się sędzia i spojrzał na kościół. Powóz zachodził; on nie ruszył się, ale nie mówił słowa; wszyscy czekali jak on, a serce matki bijące dotąd strachem tylko, poczęło się poruszać odrobiną nadziei.
Po chwili oczekiwania pokazał się Stanisław, który już może nie spodziewał się spotkać ojca, a ujrzawszy go przed sobą, zacofał się przestraszony, ale natychmiast wzruszenie odebrało mu bojaźń i pamięć, poskoczył i padł na kolana...
Blada twarz sędziego straszna była jak marmurowy posąg sprawiedliwości mściwéj i nieubłaganéj. Brwi jego ściągnęły się gwałtownie, usta poczęły drgać, ręka miotać, ale oczy napełniły się łzami, wyciągnął ramiona do syna i przycisnął go do piersi.
Matka, bracia, siostry, otaczali ich kołem, i Stanisław uczuł się w uścisku wszystkich. Ale niedługo trwała ta chwila zapomnienia; starzec po rozczuleniu mimowolnem, wrócił do surowości całego życia.
— W imię tego Boga rozpiętego na krzyżu, rzekł poważnie, wskazując drewnianą figurę cmentarza: przebaczam ci... i błogosławię... przyjdź i usiądź za stołem naszym raz jeszcze, pokosztuj jak chleb rodzinny i miłość rodzinna jest wielką rozkoszą... ale dla przykładu, przebaczając ci sercem, dłonią i głową darować nie mogę przewinienia. Na rodzinie stoi związek społeczny; na posłuszeństwie świat cały. Zerwałeś z nami, chciałeś swobody przed czasem, okupiłeś ją drogo, ale masz coś chciał. Jesteś synem moim, bom przebaczył; ale nigdy nie będziesz spadkobiercą, ani towarzyszem sióstr i braci. Przyjdziesz i pójdziesz jako obcy, powrócisz jako gość... aleś swobodny, nie-