Stanisław, że ojciec choć mu przebaczył, nic dla niego nie uczyni. Potrzeba było samemu myśleć o sobie i znowu wieś opuścić, szukając w mieście ciężkiego chleba, którego za myśl kupić tak trudno! Pożegnanie było rozczulające z matką i rodzeństwem, z ojcem chłodne. Starzec może miał jaką łzę w oczach, ale jéj wybiedz nie dozwolił; jeszcze raz tylko powtórzył Stanisławowi, że jako syn nic się po nim nie ma spodziewać, i pobłogosławiwszy go na drogę, nie spytał nawet czy ma ją o czém odbyć. Matka, bracia, siostry, wszyscy złożyli się ze swego ubogiego mienia dla wygnańca; ale Staś z udaném weselem poczciwy dar ich odrzucił, zapewniając, że nic nie potrzebuje. Odesłany nie daléj niż do Jasiniec, do Płachy, znalazł się znowu sam, samiuteńki na całym bożym świecie.
O! tęskno mu było, ale kiedyż to w życiu nie tęskno? są chwile pogody, ale tło jego szare, ale na dnie tych przelotnych błyskawic zawsze panują ciemności. Lżéj teraz jednak wybierał się w podróż z błogosławieństwem rodzicielskiém, nie zostawując za sobą ciężaru ojcowskiego gniewu, chociaż żadna z trudności życia rozwiązana mu nie była, i z zupełną swobodą, wszelką troskę o przyszłość wziął na barki swoje.
O mało nie zapłakał nad odjeżdżającym chłopakiem z Krasnobrodu, który go tu przywiózł, jak go do szkół woził; a gdy kałamaszka znikła z dziedzińca, tak się uczuł sam i smutny, że uciekł ze łzami do swojéj izdebki.
Szczęściem Płacha umiał tę serdeczną tęsknicę poszanować i nie przyszedł go pocieszać, ani go też nazajutrz wstrzymywał, gdy się wyjeżdżać napierał;
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.
70
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.