Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

78
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

zje licha! trafiła kosa na kamień; zobaczymy kto tu kogo odrwi.
Mowa ta dziwnie boleśnie zabrzmiała w uszach człowieka, który powołanie pisarskie przywykł był widzieć z cale innéj strony... jako poświęcenie i kapłaństwo.
— Ha! rzekł: nie spodziewałem się, byś w podobne brudy umoczyć miał rękę.
Bazylewicz się uśmiechnął.
— Nigdy z ciebie nic nie będzie, odparł zapalając fajkę. Dajmy temu pokój i nie mówmy o tém... Ja tak lub owak dobiję się czegoś na świecie; ty albo się musisz odmienić, albo umrzeć z głodu.
— Wydałżeś to, na co ogłosiłeś prenumeratę?
— Jeszcze nie, rzekł zimno literat: łaję z góry prenumeratorów, którzy się dopominają, a powoli drukuję. Że zaś pieniądze dawno stracone, każe się im dla nieprzewidzianych kosztów dopłacać przy odbieraniu książki.
Po tych wyznaniach, taki wstręt i oburzenie chwyciło Szarskiego, że nagle wstawszy z miejsca, nie mając nawet odwagi podać ręki Bazylewiczowi, uciekł cały w płomieniach z cukierni.
Krąg jego dawnych znajomości kończył się prawie na Bazylewiczu, bo professora Hipolita nie było jeszcze w Wilnie, a Iglickim tak się Szarski brzydził, jak spekulantem, z którym tylko co zerwał. Poszedł więc do samotnéj swojéj izdebki ze ściśmętém sercem, a jakiś stary nałóg bezmyślny powiódł go przez Niemiecką ulicę. Oko jego przywykłe szukać tu kogoś w oknie, podniosło się na kamienicę Dawida Białostockiego, ale w niéj było pusto i ciemno, sklep