Stanisław z Trockiéj skierował się ku ognisku miasta, pod mury uniwersyteckie, koło których wiła się znowu młodzież akademicka, obca już dla wyzwolonego Szarskiego, a tak mu jego niedawne czasy przypominająca, bo dzisiejszą swobodę chętnie byłby na mundur zamienił.
Tu w rogu Kardynalii, znajomy mu Żydek Jankiel, roznoszący książki stare, zatrzymał dawnego swojego klienta, pomnąc, że nieraz już u niego stary surdut za starszą jeszcze wymieniał książkę.
— Niech-no pan zobaczy, rzekł; proszę-no pana zobaczyć... Piękne mam rzeczy! Solikowskiego... Fredrę... Kobierzyckiego... a nawet raritas Włodka! Włodka! Pan wie! w Rzymie drukowany!
Stanisław choć wcale nie miał ochoty kupować, wstrzymał się jednak dla tego tak szumnie zapowiedzianego Włodka, którego dzieło, z powodu miejsca druku, jest istotną w handlu rzadkością. Przy Żydzie stał maleńki staruszek w wyszarzanéj surducinie, w okularach, już tego Włodka trzymający w ręku i z pod oprawnych w mosiądz szkiełek pełne strachu rzucił wejrzenie na nowego współzawodnika, któremu nie puszczając z rąk egzemplarza, tytuł tylko jego w milczeniu ukazał
— No! bierzesz ukata? rzekł staruszek żywo.
— Ten pan więcéj da! odparł Żydek, mrugając na Stasia.
— Ja i tego ci nie dam, zawołał Stanisław: bo kupować nie myślę.
— Nu! to zrobim handel! przerwał Jankiel śmiejąc się.
— I handlu nie będzie!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.
82
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.