w siebie, zaufania w miłość Antosi, upojenia światem — nadziei. Rzekłbyś, że z oczyma otwierała się dusza, i w miarę jak one więcéj światła, ona więcéj wciągała nadziei. Nadzieja, nie jest-że to światło, przez które wszystko, co jest i co ma być widzi dusza???
I kiedy podniosły się firanki, kiedy wolno mi było nieosłonioną niczém powieką patrzeć na Boży świat tak piękny, na Antosię, byłem chwilę tak szczęśliwy, tak radośny, jak kiedym wzrok po raz piérwszy odzyskał. Miłość moja rozpoczęta się nanowo, rozpłomieniła bardziéj niż kiedy, i stała się namiętnością toute d’une piéce, bez wspomnień wczorajszych, bez myśli o jutrze, bez przypuszczeń zmiany. Był to kwiat rozkwitły wspaniale, na słońcu.
Ale długoż kwitną kwiaty??
Jak tylko zupełnie wyzdrowiałem, Antosia odjechała. Stryj zajmować się zaczął przygotowaniami mojego wesela. Umówiono termin, dano na zapowiedzi. Nastał dla mnie ten tak pełen roskoszy czas, między przyrzeczeniem a weselem, czas jaśniejszéj może pogody od tak zwanych miodowych po ślubie miesięcy. Codzień jezdziłem rano,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/112
Ta strona została skorygowana.