Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/132

Ta strona została skorygowana.

oczyma, przynajmniéj odpowiadała na zapytania rodziców, i nie wołała śmierci, i na znak pojednania z życiem, piérwszy raz piła herbatę ze śmietanką i z biszkoktem. Po śniadaniu, na prośbę matki, dała się zawieśdź do ulubionego gaiku, gdzie stal krzyż ofiarowany przez nią za duszę babki; u krzyża wysiadły z matką z pojazdu i modliły się długo, długo. Widziałem jéj łzy, słyszałem jéj modlitwy za sobą; widziałem, jak ją bolała ta myśl, że mi Kościoł odmówił chrześcijańskiego pogrzebu! — I oto czyni ona ślub wystawienia w tym samym lasku krzyża, i odmawiania codzień zrana i wieczór modlitewki za moję duszę. Po tém postanowieniu, pokrzepiona modlitwą, spokojniejsza na sercu, jak gdyby stało się już zadość wszystkim obowiązkom, do jakich mogą mieć prawo śpiący w mogile, powraca do domu. Reszta dnia i jeszcze kilka następnych, przechodzą w tym cichym smutku, jaki daje się widzieć przy donaszaniu żałoby. Każdy wtedy pilnie się strzeże wspomnieć o przedmiocie straty; osoba kończąca żałobę nie pragnie i w pewny sposob lęka się nawet tych wspomnień: zawiera się więc jakby rodzaj umowy, na mocy któréj wszyscy obowiązują się do milczenia. I dzięki