Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/133

Ta strona została skorygowana.

ścisłemu zachowaniu téj umowy, powoli powoli zjawia się nakoniec wybolały kiedy niekiedy uśmiech, otwierają się stopniami oczy na powaby przyrodzenia, dozwala się sobie niewinnéj melancholijnéj roskoszy muzyki, pielęgnuje się z upodobaniem kwiaty, zrazu smutne i zielone tylko krzewy, jak naprzykład cyprys, rozmaryn, potém tkliwe bratki, powoje, hijacynty, skromne lilije i lewkonije, daléj, daléj róże, georginy, tulipany, kamelije i agapanty. Od kwiatów przechodzi się sercem do ptasząt, do kanarków, do słowika, którego śpiew tak harmonijnie zlewa się z bolejącą duszą — aż jednego poranku, daleki zapomniany przyjaciel — (tak opiewa list bezimienny) — przysyła w darze piękną białą z ponsowym czubem papugę, która zaledwie przyniesiona, zaczyna wołać: dość płakać! — Kochany mój ptaku! — myśli sobie Antosia — choć ty mię pożałujesz! — I odtąd przywiązuje się do papugi. Jakoż wkrótce pochlebny ptak umié sobie zaskarbić przyjaźń, usiada poufale na ramieniu swéj nowéj pani, przyjmuje z jéj ust cukier, muska się dziobem po jéj szyi, i towarzyszy nieodstępnie w przechadzkach po ogrodzie. Raz nad wieczór, Antosia, siedząc w altanie, czytała tylko co przysłaną od Elżusi