książkę, pod tytułem: Nierozsądne śluby; czytała ją z zajęciem, bo treść książki była jakby osnutą z jéj wspomnień; wtém cichy szelest daje się słyszeć przy altance; papuga dosłyszała go najpiérwsza, i nagle zlatuje z ramienia swéj pani, przesiada na rękę klęczącego u wejścia do altany mężczyzny, i woła potrzykroć: Przebacz! — Antosia krzyknęła mimowolnie, zakryła rękami oczy, lecz zakryła już niemi — jak gdyby zdjęła z ziemi — i obraz klęczącego mężczyzny. Miał on rękę przewiązaną, łza błyszczała w jego czarnych oczach, mówił głosem cichym, drżącym, ale dźwięcznym, pełnym jakiegoś uroku, w te słowa: — „Jeślibym został zabitym, (bo piérwszy strzał należał temu, którego zawsze opłakiwać będę), miałbym prawo choć do twojego westchnienia, Pani, choć do jednéj twéj łzy i modlitwy; teraz, nim stąd na zawsze ustąpię — co mi jest cięższém od śmierci — śmiém cię błagać, Pani, przebacz mi boleść, jakiéj cię raz jeszcze nabawiam mym widokiem — i w imie Nieba, przebacz mi wszystko, przebacz!” —
— Przebacz! przebacz! — woła niegodziwa papuga, dar, jak się pokazało, Wędrychowskiego.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/134
Ta strona została skorygowana.