Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/144

Ta strona została skorygowana.

dopiéro usuniemy pojedynki. Nadewszystko przestańmy dawać do nich powody, lub gdy się znajdą, zgodźmy się na jaki sąd, coby mu wszyscy posłusznemi być chcieli i z jego rąk pokutę wyznaczoną z pokorą świętą przyjmowali. Lecz skoro, uwielbiając jedyny może w naszych czasach przykład Boduina, i wiedząc o nim wszyscy, zamilczamy przecięż z zamiarem o tym pięknym wzorze, i o świętéj ustawie, która go natchnęła, czyliż mamy jakie prawo hałasowania na pojedynki i na tak zwane kondescensije? Śmiać się z nich, oświadczając kondescendentóm, iż mamy w pogotowie nabite krucice, nie jest-że to kończyć tak samo (przepraszamy za porównanie), jak kończy znamienita satyra o pijaństwie:
— Bądź zdrów! gdzie idziesz? napiję się wódki!
Całą noc poprzedzającą spotkanie z Wędrychowskim spać nie mogłem. Część jéj poświęciłem na ułożenie moich interesów, pisanie listów, część przepędziłem na dumaniu gorączkowém. Ogłuszony byłem myślą śmierci; w uszach tętniało nieustannie: — Umrzeć! umrzeć! —
Przez otwarte na ogrod okno spoglądałem na noc majową, spokojną, a tak cudowną, tak uro-