tobie, żebyś był taki tęgi; ale poczciwa krew nigdy nie kłamie! — Stary zaciera! ręce z radości.
— A ten twój Porucznik — dodał — to taki całą gębą chłystek! Gdyby też być mężczyzną i nie umieć się znaleśdź uczciwie po odebranym strzale! No, żeby to tak lewa ręka, nie prawa, na sucho-by mu nie uszło! A teraz ruszajmy do Antosi; bo jestem pewny, że jéj już serduszko powiedziało o wszystkiém, i musi być o ciebie djable niespokojna. —
Nie chcę wam opisywać jakem zajechał, jak mnie witano, jak poczciwy stryj, w opowiadaniu o pojedynku, umiał wystawić moję odwagę w należytém świetle, a postępowanie Wędrychowskiego, co pistolet trzymając na gardle nowożeńca, dopominał się ustępstwa folwarku, wyszydził; jak Antosia zaprzysięgła mi, że będzie szanować nawet rojenia mojéj zazdrości i nie da do niéj najmniejszych powodów — jak — jak! — O! wiele rzeczy jeszcze opisywać nie będę, bo-bym nie prędko skończył; wiele rzeczy, począwszy od wesela, co się odbyło w następną niedzielę, aż do.... —
— Czego — myślicie? — hę? jak wam się zdaje? —
— Aż do — zgadnijcie, proszę. —
— Aż do — niestety! muszę wam dopowiedzie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/159
Ta strona została skorygowana.