Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/164

Ta strona została skorygowana.

— Kochany mój koniu! — rzekłem wsiadając i zlekka bijąc go po szyj — jeszcze chwilka, i skończymy kampaniją; a odtąd będę cię karmił pozłacanym owsem! —
Szlachetny rumak zrozumiał mię doskonale, i jak strzała mignął z dziedzińca. Lecz dostawszy się w czyste pole, gdym go ani naglił do pośpiechu, ani wyzywał do dalszéj rozmowy, zrobił on, jak znamienity historyczny koń Sieniawskiego:

Myślóm Pana się stosował,
Z zwieszoną głową zwolna postępował.

W rzeczy saméj, obu nam nie było pilno. Kochany mój stryj od roku przeniósł się z Tolina na wieki; i od zgonu stryja nie byłem ani razu w tém mojém miejscu rodzinném. Majątkiem rządził ekonom, który ani się spodziewał, abym mógł tak znienacka zjechać do Tolina, na stałe mieszkanie. Wszyscy domowi byli w polu koło roboty; pokoje stryjowskie zastałem zamknięte; chustający się na bramie dziedzincowéj mali synkowie pana ekonoma, na mój widok uderzyli na trwogę, i pobiegli do oficyny do matki; słowem, nie było nikogo, coby nawet przyjął ode mnie konia. Puściłem go swobodnie i wszedłem do ogrodu. Na szczęście zastałem tu otwartą