Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/169

Ta strona została skorygowana.

zgadnąć, że przyczyną opóźnienia była gotowalnia Antosi.
— Cóż to! knuje się tedy spisek na piérwszego męża! A to wybornie! — pomyśliłem serdecznie ucieszony, i pomimo doskonałéj znajomości niebezpieczeństwa, mając je zawsze nie do pogardzenia, postanowiłem wziąć się ze swojéj strony na stosowne sposoby: okazać się zupełnie swobodnym, wesołym, słowem, niedostępnym broni, którą mię donękać chciano. — Była-by to już ostatnia niełaska, niesprawiedliwość, ostatnie okrucieństwo losu — mówiłem do siebie — jeślibym miał stąd odjechać, nie tylko że niepomszczony, ale nawet z sercem nanowo rozbolałém! —
Nakoniec zjawiła się ona, trzymając się za lewą rękę Porucznika, (bo prawa, jak wiécie, w przeszłym rozdziale została przestrzeloną), strojnie, z uśmiechem, który miał w sobie jakieś tęczowe barwy uśmiechu przyjaciółki, siostry, kochanki, ex-żony.
Bojowa moja pozycija, jak możecie miarkować, była daleko korzystniejszą. Przeciw zbiorowemu uśmiechowi należało mi mieć tylko jeden rodzaj obojętnego uśmiechu, i pod jego zasłoną trzymać się odpornie, a byłbym poraził łatwo i na wszystkich