się! choćbym miał narazić się na śmiechy całego Dubna! No! zgadnij, na com się zdecydował? —
— Znajdziesz mię Pan na wszystko gotowym! — odpowiedziałem zimno i stanowczo, chociaż mi krew ze wszystkich stron biła do głowy.
— A więc chwytam cię za słowo! Głowa na głowę — mój kocz wiedeński i czwórka siwych! —
— Zgoda! jak najchętniéj! — odpowiedziałem, i zadziwiony i ucieszony i niezupełnie rad z tego nagłego dobicia targu.
Bo ileż to uczuć nieraz umié natrzeć razem na biednego człowieka!
— Merci! Więc kiedyś tak dobry, i w takim dziś słodkim, różowym humorze — przydał z małym przyciskiem — to daj-że się jeszcze prosić o jedno, w imieniu Antosi. Uwolń nam ze swojéj nowéj siwéj czwórki ulubionego wierzchowca Antosi. Przywykła już ona tak do niego, że nie zaaprobowałaby inaczéj naszéj facijendy. Skądinąd dla ciebie będzie to wszystko jedno: bo mam w mojéj stadninie już dorastającego szpaka, dziwnie pięknego składu, i szyi istnie łabędziéj. Na przyszłą wiosnę odeszlę ci go już najeżdżonym!
— Najchętniéj! najchętniéj! — rzekłem, i tą
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/175
Ta strona została skorygowana.