Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/47

Ta strona została skorygowana.

mię różami, rezedą, lewkonijami, lakami, etc., sprowadził nawet dość mile brzęczący pozytywek, postawił go pocichu w moim pokoju i zamówił na parę godzin codzień organistę z sąsiedniego miasteczka, nazgromadzał zewsząd synogarlic, turkawek, słowików, kanarków, nakoniec we dwa tygodnie po moim przypadku, usłużył mi siurpryzą, która w swoim rodzaju mogłaby być uważaną za jeszcze zręczniejszą od próby z prochem zwilżonym.
Powiedziano mi dnia tego, że stryj, ledwie na świt zaczęło się zajmować, wyjechał gdzieś śpiesznie, że przybrał się staranniéj niż zwykle, i kazał mi oświadczyć, iż nie prędzéj wróci aż wieczorem. Nagły ten i w pewny sposób tajemniczy wyjazd zasmucił mię trochę, bom przywykł już spuszczać się we wszystkiém na oczy stryja, i rozpieszczony nieodstępném jego towarzystwem, nader rzadko uciekałem się do pośrednictwa służących; ale ani się domyślałem prawdziwego celu téj pojazdki.
Koło godziny siódméj wieczorem (było to w Czerwcu) ledwie mi powiedziano, że stryj powrócił, gdy on sam wszedł z pośpiechem do mo-