Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/56

Ta strona została skorygowana.

bowałam na regułę, że nie pocałuję nigdy żadnego z dymissijonowanych wojskowych — chyba w rękę. A do tego muszę pójść zaraz i napisać do kochanéj mamy, w jakim kwaśno-gorzkim sosie zastałam mojego pana narzeczonego, jakeśmy się z nim wykłócili, popłakali, i nareście zwyczajnym krokiem od wielkiéj kłótni do wielkiéj zgody, wzięliśmy sobie ślub cywilny, za łaską i błogosławieństwem Pana Półkownika. —
Kończąc te słowa, zanóciła jakąś pół-szczęśliwą, pół-smutną piosenkę, nie troszcząc się ani o słowa, ani o ich nótę, jak gdyby w rzeczy saméj była już nowo-ślubną, i wybiegła.