Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/65

Ta strona została skorygowana.

— Wieczór prześliczny — dodał, chciał daléj mówić, ale przypomniawszy sobie, że chwali go przed ślepym, nie chcąc mnie drażnić, umilkł; może też i Antosia mu znak dała.
— Pomoż mi, Półkowniku, przynajmniéj go rozweselić; uparł się być smutnym — zawołała po chwili — a choć powiadają, że się zły duch czasem posługuje kobiétą w zdesperowanych razach, jabym się chciała złym duchem posłużyć teraz, bo nic dokazać nie mogę. Smutny i smutny! —
— Nie wywołuj wilka z lasu — rzekł stryj wpół serijo, wpół poważnie — gotow się djabeł pokazać. —
— Bardzom go ciekawa zobaczyć — zawołała Antosia — jak też on wygląda? Trudno uwierzyć tym, co go malują, bo podobno nigdy go nie widzieli także; a ja sobie wyobrażam, że musi być wcale przystojny. Nawet rożki na głowie mogłyby go niebardzo szpecić, gdyby nosił czub do góry. —
Gdy to mówiła, zabrzęczało cóś przed gankiem, zaturkotało — jam się obrócił.
— Wyprorokowałaś złego ducha — powiedziałem. — Któś jedzie. —
Antosia śmiać się zaczęła. — W istocie — rzekła — któś przyjechał. —