Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/75

Ta strona została skorygowana.

że ja ci zazdroszczę piérwszego wejrzenia! Co to za radość, co za roskosz!! —
Z trzaskiem otwarły się drzwi, i stryj wpadł do pokoju, śmiejąc się do rozpuku. Obróciliśmy się ku niemu.
— Co to za doskonały chłopiec z tego Porucznika — zawołał — jaki wesół, jaki figlarz! Prawdziwie urodzony na wojskowego. Chodziliśmy razem do stajni, po gospodarstwie, koło pola. Nie uszedł dziesięciu kroków, żeby czego nie zbroił; wszystkie dziewczęta po drodze zaczepiał; gospodarował jak u siebie, a w końcu wyperswadował gumiennemu, że przyjechał go liczby słuchać; w co on uwierzywszy, jął mu się z karbów tłómaczyć; a Porucznik tak go zapytaniami splątał, tak go podstępnemi zarzutami obałamucił, że się wydało trochę skradzionego owsa, o którymbym był nie wiedział nigdy! A co za humor! co za nieporuszony niczém dobry humor! Boć — dodał stryj pocichu — mówią, że goły jak święty —
— Cztéry konie, bryczka, kilkanaście dukatów i kilku przyjaciół, całym jego funduszem — dokończyłem. — Ale nie uwodź się, stryju, dobrym jego humorem i pozorną wesołością; jest to niebezpieczny człowiek. —