wiał, że jest przyjacielem domu, jak małemi usługami, wesołą rozmową, łaski starał się pozyskać. Jakkolwiek ufałem przywiązaniu Antosi, która największą próbę już wytrzymała zwycięzko, ciągłe wszakże porównywanie siebie z nim napawało mnie niespokojnością; drżałem, wystawując sobie, czego nawet nie było; z boleścią otwierałem chore oczy, abym mógł ujrzeć rzeczywistość. Napróżno, nic widzieć nie mogłem; a wesołość Antosi, a grzeczności Porucznika, a coraz wzrastająca poufałość, męczyły mnie nieznośnie.
Jak na złość, Półkownikowi i Antosi zarówno umiał się stać tak potrzebnym, tak miłym gościem w domu Porucznik, iż mu o wyjeździe mówić nie dali. Wmawiali mi nieustannie, że mnie rozweselał, że mnie bawił, że się bez niego obejść nie było można. W istocie Wędrychowski prędko, jako z professii pasorzyt, poznawszy ludzi i stosunki, nadzwyczaj trafnie wcielił się w całość towarzystwa, i kazał zapomnieć, że był obcym. Rad, że konie i jego dobrze karmiono, że miał ciepły kątek, wesołe towarzystwo i piękną twarzyczkę, ani się myślał ruszać.
Mnie on podwójnie zawadzał: raz, że oddalał
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/78
Ta strona została skorygowana.