Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/85

Ta strona została skorygowana.

Może płakała po wyjeżdżającym, nie cieszyła się mną! — I znowu niespokojny upadłem na krzesło, oparłem głowę na rękę, milczałem.
Poczciwy stryj, pełen radości, stał przy mnie i pytał mnie nieustannie: — A co? widzisz? Oto teraz gracko błysnęło! Piorun padł! Widzisz co? Panie Adamie! widzisz co? —
Ja już nic nie widziałem, prócz téj łzy, któréj sobie wytłómaczyć nie umiałem; nią cały byłem zajęty.
Grom przeraźliwy wstrząsnął mną, a bardziéj jeszcze krzyk Antosi, który się dał słyszeć z nim razem. Stryj także rzucił się z miejsca.
— Co się stało? — spytałem.
— Piorun uderzył w staw przed domem! —
— A słowo stało się ciałem! — wołała Antosia.
Drzwi się otworzyły.
— Kto tam?? —
— Porucznik!! — zawołał stryj i ona razem — Porucznik! —
— Prędko z powrótem! — dał się słyszeć głos Wędrychowskiego. — Burza mnie napadła w drodze, musiałem się rejterować i jestem tu znowu. Jużciż mi nie odmówicie noclegu? —