kazał się tak dowcipnym, rozsądnym, umiarkowanym — gdy na mój udział pozostawały tylko gburostwo i ślepota! Do tego opłakanego przekonania dodajcie najwyższą, jaką tylko możecie sobie wystawić, drażliwość, spowodowaną tak długą chorobą i straconą już niemal nadzieją odzyskania wzroku; dodajcie zazdrość, która, mówiąc mytologicznie, trzyma ślepych w wiecznym żaprzęgu, i za lada przyczyną, biczuje ich bez miłosierdzia; nie zapomnijcie wreście na tę francuzką logikę dwudziestoletniego człowieka, która wszystko gotową jest uniewinnić i przebaczyć, wszystko prócz affrontu, a nie będziecie się dziwili i wzruszali ramionami, że dla téj fraszki, jak ją zowiecie — tak, właśnie dla téj fraszki — mógłbym był na zawsze umyć się rozumu.
Po wyjściu Wędrychowskiego, nastało długie milczenie, którego stryj i Antosia nie chcieli przerywać, bądź przez litość nade mną, bądź z obawy, abym od słowa nie wyzwał i ich też na pojedynek.
Jam się kręcił na krześle, jak ów sławny professor upsalskiego uniwersytetu — w oczekiwaniu Księcia Kuratora. I któż wié, czylibym w téj chwili, nie obrał też sobie za temę znamienitego ogólnika: —
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/92
Ta strona została skorygowana.