An dantur remedia, et si dantur, qualia sunt? — Bo w żaden a żaden sposób nie umiałem sobie doradzić. Chciałbym już był nareście, aby mię oni zaczęli raczyć morałami, trapili pociechami, kłóli szyderstwami! Ale nielitościwi milczeli, nie ruszali się z miejsca: wyraźnie więc nie spuszczali mię z oka, i widzieli, liczyli wszystkie te okropne miny, przy których najśmieszniéj w śniecie musiałem wyglądać, nie mogąc wszakże żadną miarą ich poprzestać, podobnie jak śpiący, któremu się naprzykrza augustowa mucha, lub szubrawcy wodzą kloskiem po ustach.
O jakże żałowałem wtedy, żem się nie urodził kobiétą! Omdlałbym, przywołał na ratunek spazmów, i wszystko zostałoby zapomniane!
Nie podlega wątpliwości, że kobiéty w filozofii życia bardzo dawno, daleko i szczęśliwie nas uprzedziły. Myśmy do téj pory nie potrafili przyjść do rozwiązania, nawet w tym codziennym, niemałéj zaiste wagi przypadku: jak sobie postąpić należy, gdy poczuwamy się sumiennie, żeśmy winni, a duma do obu uszu nam woła, abyśmy nie przyznawali się do winy? — Pojedynek! Ha! i cóż to za sposob? Nie mówiąc już o tém, że to jest sposob
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść składana.djvu/93
Ta strona została skorygowana.